Historia Won Hyo
Trzynaście wieków temu, w starożytnej prowincji Korei żył wielki
mistrz zenu imieniem Won Hyo. W młodości walczył w krwawej
wojnie domowej i widział śmierć wielu swoich przyjaciół i wiele
zniszczonych domostw.
Pustka tego życia przejęła go tak bardzo, że ogolił głowę i
poszedł w góry, aby prowadzić życie mnicha.
W górach przeczytał wiele sutr, wypełniał przykazania, ale
ciągle nie mógł zrozumieć prawdziwego sensu Buddyzmu.
W końcu, dowiedziawszy się, że w Chinach może znaleźć mistrza
zenu, który może mu dopomóc w oświeceniu, spakował rzeczy i
skierował się w stronę wielkich płaskowyżów pustynnych. Szedł
pieszo. Szedł przez cały dzień a w nocy odpoczywał.
Pewnego
wieczoru, kiedy był już na pustyni, zatrzymał się w
miejscu, gdzie było kilka drzew i trochę wody, i zasnął. Koło
pónocy zbudził się bardzo spragniony. Na czworakach, po omacku
zaczął szukać wody. W końcu jego dłoń napotkała czarkę. Podniósł
ją i wypił wodę. "Ach, jaka wspaniała!". Skłonił się głęboko,
dziękując Buddzie za dar wody.
Następnego ranka obudził się i zobaczył obok siebie to, co wziął
za czarkę. Była to strzaskana, pokrwawiona czaszka, z kawałkami
ciała trzymającymi się kości policzkowych. Jakieś robaki pełzały
lub pływały po powierzchni brudnej, deszczowej wody wewnątrz
czaszki.
Won Hyo poczuł głęboką falę wymiotów wzbierającą we
wnętrznościach.
W czasie gdy wymiotował, jego umysł otworzył się i Won Hyo
zrozumiał. Ostatniej nocy, kiedy nie widział i nie myślał, woda
była wspaniała. Tego ranka widzenie i myślenie spowodowało, że
wymiotował.
"Ach! - powiedzał do siebie - myślenie czyni dobro i zło, życie
i śmierć.
Ono tworzy cały wszechświat. Ono jest panem wszechświata, nie ma
Buddy ani Dharmy. Wszystko jest jednością i ta jedność jest
pustką".
Teraz już nie było potrzeby szukania mistrza. Won Hyo zrozumiał
życie i śmierć. Czego więcej miał się uczyć? Zawrócił więc i
poszedł z powrotem przez pustynię do Korei. Minęło dwadzieścia
lat. W tym czasie Won Hyo stał się nasławniejszym mnichem w
kraju. Był zaufanym doradcą wielkiego króla w Silli oraz
nauczycielem najszlachetniejszych i najpotężniejszych rodów.
Gdziekolwiek publicznie wykładał, sala była przepełniona. Mieszkał
we wspaniałej świątyni, uczył najlepszych uczniów, jadał
najlepsze jedzenie i spał snem bez snów.
W tym czasie w Silli przebywał wybitny mistrz zenu, mały, stary
człowieczek z kosmykiem brody i twarzą przypominającą zmiętą
torbę z papieru.
Na bosaka, w pocerowanej odzieży chodził od miasta do miasta,
dzwoniąc swoim dzwonkiem: "De-an (po chińsku znaczy "wielki
spokój"), de-an, de-an, nie myśl, de-an, właśnie tak, spokojny
umysł, de-an".
Won Hyo usłyszał o nim i pewnego dnia wybrał się do jaskini,
gdzie mieszkał wielki mistrz. Z oddali usłyszał niezwykle piękne
brzmienie śpiewu, idące echem przez dolinę. Ale kiedy przybył do
jaskini, zobaczył mistrza siedzącego nad ciałem martwej sarenki,
gorzko płaczącego.
Won Hyo był zbity z tropu. Jak oświecony człowiek mógł martwić
się lub cieszyć, skoro w nirwanie nie ma niczego co powodowałoby
radość czy smutek, ani nikogo kto mógłby się martwić lub cieszyć.
Stał
przez chwilę bez słowa, a następnie zapytał mistrza
dlaczego płacze.
Mistrz wyjaśnił. Troszczył się o sarenkę od chwili, gdy myśliwi
zabili jej matkę. Sarenka była bardzo głodna. Poszedł więc do
miasta prosić o mleko.
Ponieważ wiedział, że nikt nie da mleka dla zwierzęcia, mówił,
że potrzebne jest dla jego synka. "Mnich mający syna? Ach, co za
wstrętny staruch!" - myśleli ludzie. Ale kilku dało mu trochę
mleka. Żebrał w ten sposób przez miesiąc, otrzymując tyle mleka,
że mógł utrzymać zwierzę przy życiu. Ale potem skandal zaczął
się rozszerzać i nikt nie chciał już dawać mleka.
Wędrował przez trzy dni w poszukiwaniu. W końcu zdobył trochę
mleka, ale kiedy wrócił do jaskini, sarenka już nie żyła.
"Nie rozumiesz tego" - powiedział mistrz. "Mój umysł i umysł
sarenki były tym samym. Ona była głodna, ona chciała mleka, więc
i ja chciałem mleka. Jej umysł jest moim umysłem i dlatego
płaczę. Chcę mleka".
Won Hyo zrozumiał jak wielkim bodhisattwą był mistrz. Kiedy
wszystkie stworzenia były szczęśliwe, i on był szczęśliwy. Kiedy
wszystkie stworzenia cierpiały, on cierpiał również.
Rzekł do niego: "Proszę, poucz mnie". Mistrz odpowiedział: "Dobrze,
chodź ze mną". Poszli do dzielnicy czerwonych latarni. Mistrz
wziął Won Hyo za rękę i zaprowadził go do domu publicznego.
"De-an, de-an" - zadzwonił. Piękna kobieta otworzyła drzwi. "Dziś
przyprowadziłem do ciebie wielkiego mnicha, Won Hyo".
"Och, Won Hyo!" - wykrzyknęła. Won Hyo zawstydził się. Kobieta
zawstydziła się również i zrobiła wielkie oczy.
Zaprowadziła ich na piętro, do swego pokoju. Była szczęśliwa,
przestraszona ale i zachwycona, że sławny, przystojny mnich
przyszedł do niej.
Kiedy przygotowała mięso i wino dla gości, mistrz powiedział do
Won Hyo: "Przez dwadzieścia lat przyjaźniłeś się z królami, z
książętami i z mnichami. To niedobrze dla mnicha żyć przez cały
czas w niebie.
Musi on także odwiedzić piekło i zbawić ludzi, którzy tarzają
się w pożądaniu. Piekło także jest "właśnie takie". A więc
dzisiaj przy tym winie będziesz jechał wprost do piekła".
"Ależ ja nigdy nie złamałem żadnego przykazania" - powiedział
Won Hyo. "Miej dobrą podróż" - Odpowiedział mistrz.
Potem zwrócił się do kobiety i rzekł: "Czy nie wiesz, że to
grzech dawać mnichowi wino? Czy nie boisz się, że pójdziesz do
piekła?". "Nie" - odparła kobieta. "Won Hyo przyjdzie i mnie
wybawi". "Bardzo dobra odpowiedź" - skomentował mistrz.
Tak więc Won Hyo został na noc w domu publicznym i złamał
niejedno przykazanie. Następnego dnia wyrzucił swój elegancki
strój i biegł tańcząc przez ulice miasta boso i w łachmanach.
"De-an, de-an, cały wszechświat jest właśnie taki! Czym jesteś?".
|