Vortal  o  medytacji  Aktualności     Sklep   Kontakt     

 

ojciec  Andrzej Zabłocki 
Doceńmy wartość modlitwy

 

Rozmowa z franciszkaninem ojcem Andrzejem Zabłockim
przeprowadzona w 2002  roku przez Agnieszkę Gądek 

 


Agnieszka Gądek: Zacznijmy podstępnie ... Jest Ojciec czowiekiem bardzo otwartym nie tylko na problemy przeciętnego człowieka, ale także na inne tradycje duchowe. Co Ojciec myśli więc o dogmatach ? 
Czy to nie są sztuczne ograniczenia, które zamiast pomagać - zaciemniają i poróżniają ?

o. Andrzej Zabłocki: Niech Pani nie oczekuje, że będę podważał podstawy Kościoła Katolickiego. Jestem bardzo od tego daleki. Każda kultura i tradycja duchowa ma swoje ograniczenia, a podążanie ścieżką duchową to nie program szkolny, w którym automatycznie zdaje się do następnej klasy, jeśli uzyska się pozytywne oceny z określonych przedmiotów.

Nie ma szkoły, nie ma przedmiotów i zaliczeń. Jest człowiek i jego życie. I jego indywidualne problemy i ograniczenia. Jeśli zrozumiemy, że wszystko, co nas dookoła otacza zawiera boski pierwiastek, że jest jego Dziełem i ani przez chwilę nie pozostaje oddzielone od Boga, no więc jeśli to zrozumiemy, albo raczej tego doświadczymy, to wszelkie trudności i 
ograniczenia zobaczymy w inny sposób. 
W indywidualny sposób. 
I znajdziemy w tym indywidualny sposób na rozwój. W tym wszystkim bowiem jest człowiek, który też nie pozostaje ani przez chwilę oddzielony od Boga, choć jego 
odczucia mogą być zupełnie inne.
Zawsze też możemy zmienić ścieżkę, tradycję duchową, jeśli nam nie odpowiada. Nie oczekujmy jednak, że rozwiniemy się bez wysiłku i doświadczenia cierpienia. Rozwój wymaga poświęcenia "siebie", czyli gruntownego rewidowania własnych poglądów i przyzwyczajeń. A to zawsze jest niewygodne i bolesne.

AG: Następne pytanie narzuca się samo. Kim jest Bóg ? Czym jest Święta 
Trójca ?

AZ: Na to pytanie mógłbym odpowiedzieć zgodnie z przyjętymi definicjami, ale wydaje mi się, że ogólnie tego typu teoria przynosi zbyt mały pożytek. 
Jest zbyt abstrakcyjna dla przeciętnego człowieka i zamiast zbliżać, oddala. Trzeba zrozumieć, że w każdej religii istnieje bardzo wiele symboli, które w pewien sposób oznaczają, nazywają doświadczenia ludzi. 
Są one pomocne dla tych, którzy są tych doświadczeń bliscy lub już je rozpoznali, natomiast same w sobie, bez kontekstu w indywidualnych doświadczeniach, mają małą wartość. Stają się wtedy tym "ograniczonym dogmatem". 
Myślę, że dla wielu ludzi byłoby bardzo dobrze, gdyby przestali się przejmować rozbudowanymi intelektualnymi konstrukcjami na temat Świętej Trójcy, a zrozumieli rzecz podstawową: Bóg to miłość i otwartość. Te dwia atrybuty to coś, na czym możemy się na początku skupić. 

Dalsze zrozumienie przyjdzie w sposób naturalny samo, jako konsekwencja zdobytego 
doświadczenia.

AG: Ale co to znaczy ? Rozumiem: Bóg to miłość i otwartość. Ale co z tą 
wiedzą zrobić ?

AZ: Przyjęcie tych dwóch prawd niesie ze sobą konkretne konsekwencje. A mianowicie podpowiada: jeśli chcesz spotkać Boga, czyń to otwarcie i przez serce. Ma to duże znaczenie nie tylko w życiu codziennym, ale także w modlitwie. 
Wydaje mi się, że bardzo wielu ludzi nie docenia siły tkwiącej właśnie w modlitwie. Że zbyt często modlitwa jest obciążona oczekiwaniami, ma charakter życzeniowy, a zbyt rzadko jest nastawiona na doświadczenie Boga jako czegoś nowego, nieobarczonego naszymi koncepcjami, problemami, naszym egoizmem. 
Zbyt często ludzie w czasie modlitwy pracują intelektualnie, rozgrzebują swoje problemy i bolączki, analizują. To jest właśnie to, co nazwałbym brakiem otwartości. Nie mówię, że taka modlitwa nie przynosi rezultatów. 
Ale jest właśnie "mało otwarta". Więcej w niej zgiełku życia codziennego, a mniej ciszy i kontemplacji, przestrzeni. To nawet widać po pozycji, w jakiej ludzie się modlą: często są zgarbieni, a pochylone głowy wtulają w ręce pocierając nimi czoło. Taka modlitwa to 
gonitwa myśli. 
Trzeba przyznać, że w dużym stopniu wynika to z tradycji: taką postawą wyrażamy pokorę. Myślę jednak, że samo życie wystarczająco zgina nasze karki.
Moja propozycja jest więc taka: spróbować czasem nieco inaczej: otworzyć bardziej klatkę piersiową, wyprostować się (nie chowajmy serca !) i poczuć przestrzeń. Głęboko odetchnąć. Spojrzeć prosto przed siebie, na ołtarz, nie chować wzroku we własnych ciemnych butach. Bóg nie jest kimś, kto przychodzi tylko wołany w ciemnościach zza szczelnie zamkniętych powiek. 
Otwórzmy oczy, pozwólmy światłu wejść do naszych głów i serc. Bóg jest światłością. Myślę, że w tym momencie można wspomóc się symbolami. 
Chrystus, Syn Boży przyszedł do nas, aby nas poprowadzić. Nie traktujmy tego, jako kolejnej abstrakcji, tylko wykorzystajmy w modlitwie. Otóż właśnie poczujmy, jak światło, miłość wychodzące z serca Chrystusa przenika nas na wskroś. W ten sposób właśnie Chrystus prowadzi do zbawienia. Tych, którzy się na niego otwierają w czasie modlitwy. Sugeruję 
nawet, by podeprzeć się w modlitwie konkretnym wyobrażeniem, figurką, zdjęciem. 
W ten sposób uzyskamy większe skupienie, a natarczywe myśli i sprawy życia codziennego będą miały mniejszą moc w odrywaniu nas od modlitwy. 
Sugeruję też, by wybrać sobie wizerunek kojarzący się pozytywnie, żywy, pełen jasności. W związku z tym nie używałbym w tym wypadku wizerunku Chrystusa Ukrzyżowanego. Zamiast Chrystusa może być też Matka Boska lub wizerunek wybranego Świętego. 

Powinniśmy sami spróbować znaleźć taką postać, z którą czujemy najsilniejszy związek.

AG: Powyżej pokazał Ojciec, w jaki sposób podchodzić do modlitwy. Wypada 
więc teraz zejść na ziemię. Jak ma się powyższe do życia codziennego ?

AZ: Wydaje mi się, że obecnie bardzo dużo mówi się o związkach Boga i Chrystusa z życiem codziennym człowieka. Przez życie codzienne opisuje się właśnie pojęcia miłości i otwartości. W kategoriach życia codziennego interpretuje się symbole Trójcy Świętej, Matki Boskiej, poprzez odwołania do archetypu ojca, matki, opiekuńczej miłości macierzyńskiej i tak dalej. 
Problemem nie jest dla przeciętnego katolika, chrześcijanina "co mam robić w życiu codziennym", ale "jak mam znaleźć na to siłę". 
A odpowiedź na to pytanie jest właśnie taka: przez modlitwę. Przez OTWARTĄ modlitwę. 

Modlitwa powinna nam właśnie dać przestrzeń i moc do tego, by sprawniej poruszać się w meandrach życia codziennego. Nie oczekujmy, że Bóg za nas rozwiąże wszystkie nasze problemy. Pozwólmy natomiast, by Chrystus wskazał nam szerszą perspektywę, pokazał, jak wiele mamy przestrzeni i możliwości, jeśli tylko nabierzemy dystansu do pewnych rzeczy, do samych siebie. 
Pozwólmy, by modlitwa dała nam radość i spokój, a nie była kontynuacją życia z problemami. Wtedy mamy szansę, że miłość i moc urośnie w nas samoistnie, będziemy potrafili działać spontanicznie i bez wysiłku. 
A twarda dotąd i bolesna rzeczywistość okaże się dużo bardziej elastyczna i formowalna. Tak, jakby "Ktoś" działał razem z nami i w sposób "magiczny" zawiązywał sznureczki, które wcześniej w ogóle do siebie nie pasowały lub ich nie widzieliśmy.
Myślę, że wielu ludzi tego nie dostrzega i zbyt pochopnie angażuje się w liczne aktywności powszechnie uznawane za dobre i chwalebne, natomiast kosztuje to tyle wysiłku, trudu i wyrzeczeń, że nie przynosi satysfakcji. 
A może nawet w sposób niezauważony przynosić szkodę ich bliskim. Ludzie tacy w głębi duszy odczuwają niedosyt i brak Boga. Ich doświadczenia duchowe są zbyt płytkie i mgliście zarysowane, by dawać trwały grunt i oparcie. Pytają się siebie: i po co to wszystko ?

Niektórzy są skłonni mówić o nich: ludzie słabej wiary. Ja się jednak z tym nie zgodzę. Wg. 
mnie to ludzie, którzy za słabo poznali siebie i swoje ograniczenia, a za bardzo chwytają się "prostych idei". Którzy pod presją rodziny, otoczenia, wychowania próbują realizować "coś", zamiast realizować własną, indywidualną ścieżkę duchową, a której rezultatem powinien być przynoszący satysfakcję rozwój. To nie jest coś niedostępnego dla przeciętnego 
człowieka. 
Miłość i moc Boga przenika wszystko i nie jest dana tylko ludziom wielkim. Nie tylko ludziom. Na tym świecie żyje bardzo wiele stworzeń, które mają serce. 

AG: Święty Franciszek ponoć przemawiał do ryb ...

AZ: ... a ryby ponoć go słuchały ... [śmiech]

AG: Czy istnieje Dobro i Zło ?

AZ:Oczywiście, na przykład we wszystkich baśniach o rodowodzie europejskim 
... [śmiech]
W dzisiejszych czasach inteligentny człowiek łatwo zauważy, że sytuacje wyjęte z życia codziennego w różnych regionach świata nie poddają się prostej kategoryzacji na "dobre" i "złe". Nie można też wskazać czegoś takiego, jak Bastion Zła i Bastion Dobra i nie można postawić między tymi skrajnościami człowieka z rozkazem: wybieraj. Czy istnieje więc wyraźne rozgraniczenie ? 

Myślę, że tak, ale aby je wskazać trzeba przyjrzeć się sposobowi działania indywidualnego człowieka, a zapomnieć o sytuacjach globalnych na świecie. W myśl tego co powiedziałem wcześniej, dobro znajdziemy tam, gdzie człowiek podejmuje trud poszerzania swoich 
horyzontów i rozwiązywania problemów, w sposób nieszablonowy, jeśli wymaga tego sytuacja. 
Zło znajdziemy wszędzie tam, gdzie człowiek tonie we własnych ograniczeniach, oddzielony od światła, miłości i przestrzeni Boga.
Z tego wynikają ważne wnioski: po pierwsze Zło nie jest wynikiem tylko i wyłącznie działania złej woli, ale ogólnie działania w nieświadomości. 
I po drugie: podkreślam po raz kolejny wagę modlitwy. To jest środek, dzięki któremu właśnie rozwijamy świadomość i wewnętrzną, głęboką, niezależną miłość, która promieniuje z nas na otoczenie.
A po trzecie: jasne staje się, że każdy z nas jest w tym ujęciu w jakimś stopniu "zły". I na to wskazuje symbol grzechu pierworodnego. 
Nie miejmy jednak poczucia winy, tylko zaakcentujmy, że jesteśmy także dobrzy. Że 
mamy ogromny potencjał. Akcentowanie pierwiastka zła jest dobre tylko wtedy, gdy jest rozumiane i motywuje do zmiany. Wydaje mi się jednak, że dużo lepszą motywacją będzie akcent na "dobry" i "pełen ukrytych możliwości". 
Ze świadomością, że jesteśmy ograniczeni. 

AG: Na koniec proste pytanie: czy Bóg jest osobą ? Niektóre religie, jak 
np. buddyzm, kwestionują istnienie osobowości na ostatecznym poziomie.

AZ: Znów pyta mnie Pani o kwestie teoretyczne. A odpowiedź jest taka: dlaczego miałbym kwestionować doświadczenie tysięcy ludzi, którzy doświadczają Boga jako Osoby ?[śmiech]

AG: Bardzo dziękuję za rozmowę. 

AZ: Również dziękuję i życzę powodzenia w modlitwie !

 

  

powrót do góry strony

 

zamów: "Alchemia i moc medytacji"